Za nieco ponad miesiąc wybory do PE.
Po dwudziestu latach naszej obecności w Unii znów te wybory są niezwykle ważne. Nie ze względu na naszą w niej obecność. Ze względu na wojnę w Ukrainie i hordy rosyjskiej dziczy zagrażające jej mieszkańcom. Ze względu na umacnianie się faszystowskich ruchów w UE, wspieranych przez politycznych idiotów w rodzaju Morawieckiego i Dudy z Mastalerkiem, ze względu na rosyjską agenturę, różnych Błaszczaków i Macierewiczów, czy zwykłych bandziorów, aferzystów i kryminalistów – od Brudzińskiego i Kamińskiego po Obajtka. Ze względu na Ziobrę i Kaczyńskiego.
Te wybory są piekielnie ważne i w związku z tym mam jedną zasadniczą rozterkę! Rozumiem motywacje kandydowania do UE największych przekręciarzy Kaczyńskiego – to dla nich złudna szansa na ucieczkę przez Temidą a czasem po prostu szansa na nagrodę za poświęcenie własnego honoru i przyzwoitości w służbie partii.
Ale za cholerę nie potrafię zrozumieć dlaczego politycy obecnie rządzącej koalicji, którzy jak mniemam doskonale wiedzieli, że ich celem będzie PE, tak się rwali do obejmowania stanowisk urzędniczych w rządzie? Nie dość, że zmarnowali pół roku, bo efekty pracy pana Budki czy Kierwińskiego jakoś spektakularne nie są (o Hetmanie w ogóle mało kto słyszał), to teraz kolejne pół roku ich ewentualni następcy będą się „przyuczać do roboty” Tylko Sienkiewicz uczciwie zapowiedział, że jest zadaniowy i robi tylko do wyborów.
A na koniec jeszcze jedna refleksja.
W każdych wyborach, zarówno parlamentarnych jak i samorządowych, kandydaci wybrani przez wyborców podejmują się wykonywać swój mandat w konkretnej roli: posła, radnego, wójta, burmistrza, prezydenta miasta. Głosowaliśmy na nich, bo obiecywali nam konkretny program, który będą realizowali dla nas. Zawarli z nami umowę o dzieło. A po skończonych wyborach, nadchodzą całkiem inne wybory, i nagle ci wszyscy nasi wybrańcy oświadczają, że teraz to oni nie będą reprezentować nas – konkretnych wyborców, ale cały naród bo są wybory do Parlamentu Europejskiego i oni się namyślili! Trochę to tak jakby chirurg, z którym umówiłem się na operację, rozciął mi brzuch a po chwili oświadczył, że ma lepiej płatną fuchę i sobie poszedł do innego szpitala. Ale odszkodowania za zerwanie kontraktu zapłacić nie chce.
Muszę powiedzieć, że nawet niezwykłe talenty oratorskie obecnego premiera w takich okolicznościach słabo mnie motywują, i muszę bardzo pracować nad zmotywowaniem samego siebie do kolejnego głosowania. No bo na kogo mam oddać głos – na radnego, na którego głosowałem, czy może raczej na posła, którego wskazałem w wyborach?